Erazm z Rotterdamu mawiał: „Dla chcącego nie ma nic trudnego” o czym wiedzą na pewno wszyscy studenci farmacji, zmagający się z kolokwiami i egzaminami. Nie bez przyczyny program Erasmus otrzymał nazwę na cześć tego holenderskiego filozofa. Wielu studentów decyduje się na wyjazd zagraniczny w ramach tego programu. Jest to dobra okazja do zdobycia nowych doświadczeń i cennych umiejętności. O swojej przygodzie w Norwegii opowie Justyna Stokłos, absolwentka farmacji Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego oraz członek oddziału PTSF Gdańsk, która spędziła pięć miesięcy w kraju fiordów.
Dominika Polakowska: Co skłoniło Cię do udziału w programie Erasmus +?Czy planowałaś wyjazd od początku studiów czy też pomysł ten narodził się w ich trakcie?
Justyna Stokłos: Pomysł ten narodził się w trakcie studiów. Początkowo w ogóle nie brałam pod uwagę żadnego wyjazdu, ale zmieniłam nastawienie, gdy pojawiła się opcja wyjazdu na praktyki w ramach programu IPSF Student Exchange Programme. Odważyłam się i wyjechałam do Portugali. Do dzisiaj uważam, że była to moja najlepsza decyzja. Poznałam tam mnóstwo fantastycznych ludzi, przełamałam barierę językową i poczułam, że mogę wszystko. Następnego roku znów pojechałam na SEP i pomału zaczęłam myśleć, że fajnie byłoby znów gdzieś pojechać. I tak, mimo wielu obaw, czy dam radę, aplikowałam na Erasmusa.
DP: Czy wybór kraju, do którego pojechałaś był przypadkowy, czy jesteś jakoś związana osobiście z Norwegią (np. byłaś tam już wcześniej)?
JS: Chciałam pojechać do Włoch, a Norwegię wybrałam w sumie przez przypadek, bo musiałam wpisać trzeci wybór. Okazało się, że w Norwegii będę opracowywać metodę analityczną z wykorzystaniem UPLC, a ponieważ swoją przyszłość wiążę z pracą w laboratorium, zdobyłam cenne doświadczenie. Jest to kolejny dowód na to, że w moim życiu nic nie dzieje się przypadkiem.
DP: formalności musiałaś załatwić przed wyjazdem i jak długo trwał Twój pobyt?
JS: Najważniejsza rzeczą jest to, że jako „Erasmusi” zapisujemy się na pracę magisterską na danej katedrze w Polsce, a zagranicą mamy swojego opiekuna. Najlepiej jeszcze przed rekrutacją pójść na katedrę i zapytać czy nas przyjmą, jeżeli chcemy wyjechać na Erasmusa. Dobrze jest spytać też wtedy o kontakty i znajomości w innych krajach (na uczelniach partnerskich oczywiście), do kogo można bezpośrednio napisać maila z prośbą o bycie Twoim opiekunem. Potem jest rekrutacja i reszta formalności, czyli learning agreement i założenie konta walutowego. Jeżeli chodzi już o samą Norwegię to formalności są dość proste i przejrzyste. Strona uczelni jest w języku angielskim, cała aplikacja też odbywa się po angielsku. Wszystko jest zrozumiałe, po każdym kroku dostaje się maila z potwierdzeniem. W procesie aplikacji można wybrać opcję zakwaterowania w akademiku, wtedy otrzymuje się dodatkowe informacje w osobnych mailach.
DP: Czy takie kwestie jak np. zakwaterowanie, ubezpieczenie musiałaś załatwić sama?
JS: Musiałam załatwić sobie zakwaterowanie, natomiast nie jest to konieczne, ponieważ w czasie aplikacji można było zaznaczyć opcję mieszkania w akademiku. Wyjeżdżamy jako studenci, więc jesteśmy ubezpieczeni, sama nie dokupowałam żadnego dodatkowego ubezpieczenia.
DP: Przejdźmy teraz do pisania pracy magisterskiej. Wyjechałaś na Erasmusa na V roku studiów, więc powstawała ona w Norwegii. Czy miałaś wtedy dwóch promotorów, czy musiałaś jechać z gotowymi wynikami badań? A może prowadziłaś je w Norwegii?
JS: Miałam promotora w Polsce i opiekuna za granicą. U mnie wyglądało to tak, że całą pracę najpierw sprawdzał mi opiekun, po jego akceptacji przesyłałam ją promotorowi. Cały materiał do pracy zbierałam w Norwegii. O tym, czym będę się dokładnie zajmowała, dowiedziałam się dopiero po przylocie.
DP: Interesuje mnie czym poza pracą magisterską zajmowałaś się na norweskiej uczelni. Czy miałaś zajęcia podobne jak w Polsce, realizowałaś tok studiów?
JS: Trzeba pamiętać, że wyjeżdżając do Norwegii jedziemy na Norwegian University of Technology and Natural Science (NTNU), a dokładnie – na Wydział Biologii. Mimo, że nie jest to uniwersytet medyczny i farmacja, to polecam ten kierunek wszystkim, którzy chcieliby pracować w laboratorium. Na NTNU prowadziłam badania do pracy magisterskiej i chodziłam na jeden przedmiot, bo tego wymaga od nas nasza uczelnia. Jak już wspomniałam, moja praca magisterska dotyczyła opracowania metody analitycznej, a dokładnie optymalizacji rozdziału witamin A i E z wykorzystaniem techniki UPLC. Miałam tam bardzo dobre warunki pracy: swoje laboratorium i UPLC. Jako przedmiot, który musiałam zaliczyć, wybrałam Ecotoxicology and natural resources, z którego na koniec zdawałam egzamin.
DP: Norwegia kojarzy mi się z surowym klimatem i fiordami, ale ja nigdy tam nie byłam. Na pewno zwiedziłaś dużo miejsc, poznałaś lepiej kulturę norweską.
JS: Mam dużo wspomnień z okresu wyjazdu: pamiętam pierwszą zorzę polarną, którą widziałam. Wcześniej oglądałam mnóstwo zdjęć, ale na żywo jest zdecydowanie piękniejsza. Pamiętam też, że 17 maja (norweski dzień niepodległości), kiedy wszyscy byli ubrani w narodowe stroje, na ulicach odbywały się parady i było dużo norweskich flag. Niesamowitą przygodą była dla mnie jazda psim zaprzęgiem. Jednak najlepiej wspominam wszystkie cabin tripy, czyli weekendowe wypady do hytte. Hytte to takie małe drewniane domki, mieszczące od pięciu do piętnastu osób, które wynajmowaliśmy na weekend. Tam jest to tak popularne, że nawet uczelnia ma kilkanaście swoich hytte, które studenci mogą sobie wynająć. W środku jest tylko stół, łóżka, piec na drewno, naczynia i czasem sauna. Wodę czerpie się ze strumienia czy jeziora obok lub topi śnieg. Domki różnią się standardem, ale też skalą trudności dotarcia do określonego domku.
DP: Jedynym znanym mi przysmakiem norweskim jest ser brunost, który przywozi mi czasami mój brat. Uwielbiam jeść go z dżemem malinowym. Napisz proszę co miałaś okazję spróbować w Norwegii, jaka jest ich kuchnia i czym się charakteryzuje.
JS: Brunost to zdecydowanie nie mój smak, ale za to bardzo tęsknie za łososiem. Ze względu na ceny praktycznie cały czas gotowałam sama w akademiku. Cena mięsa mielonego i łososia była taka sama, dlatego też wybór był dla mnie prosty.
DP: Jacy są Norwegowie jako społeczeństwo? Czy nie miałaś problemu z nawiązywaniem nowych kontaktów, barierą językową?
JS: Bardzo sympatyczni i wbrew stereotypom wcale nie są chłodni w kontaktach z ludźmi. Wszyscy, zarówno dzieci i osoby starsze, mówią po angielsku bardzo płynnie, więc nie miałam problemu, żeby się porozumiewać. Niestety nie dostałam się na kurs norweskiego, więc w tym języku umiem tylko jakieś cztery zwroty.
DP: Co najbardziej Ci się podobało w czasie wyjazdu, a co najmniej? Możesz masz jakieś rady dla osób, które planują wyjazd na Erasmusa?
JS: Podobało mi się wszystko, a najbardziej ludzie, których poznałam. Nadal mamy ze sobą świetny kontakt, mimo, że każdy z nas już wrócił do domu. Niedawno odwiedziły mnie w Gdańsku dziewczyny, z którymi mieszkałam w akademiku. I chociaż minął prawie rok, odkąd się widziałyśmy ostatnio, to rozmawiałyśmy tak swobodnie, jakby tej przerwy wcale nie było. To jest niesamowite, że kończy się Erasmus, ale przyjaźnie zostają na dużo, dużo dłużej. Jedyna rada jaką mam dla wszystkich to aby się nie bać i po prostu jechać!
Opracowanie: Dominika Polakowska