Kolejna część wywiadu z mgr farm. Bartoszem Sendrowiczem – farmaceutą pracującym w aptece ogólnodostępnej w Wielkiej Brytanii, a także ekspertem w firmie PharmRecruit.
Jakie widzi Pan największe plusy w pracy za granicą w zawodzie farmaceuty?
Zacznijmy od tego co wydaje się nieoczywiste (o pieniądzach później 😊). Z perspektywy czasu, a mam ponad piętnastoletnie doświadczenie w pracy w zawodzie farmaceuty w Wielkiej Brytanii, wyjazd umożliwił mi rozwój na wielu płaszczyznach mojej osobowości.
Naprzód wysuwa się oczywiście rozwój zawodowy, czyli umiejętność pracy z pacjentem, poznanie jego mentalności i wsłuchiwanie się w jego potrzeby (co jest zadaniem żmudnym i wyrabiającym cierpliwość), ale także warstwa kliniczna odkrywana i doskonalona w wieloletnim procesie realizacji praktyki zawodowej i kształcenia ciągłego. Należy tu wspomnieć o uczuciu satysfakcji z dobrze wykonywanej pracy, które to przychodzi z czasem i jest świetną nagrodą za trud i stres włożone na początku kariery, a te w mniejszym lub większym stopniu zawsze inicjują rozwój w danej dziedzinie.
Poza aspektem zawodowym pobyt w obcym kraju pozwolił mi ogólnie zrozumieć i zbliżyć się do innych ludzi, ale także nauczył radzić sobie z osobami trudnymi i uodpornić na zmienne koleje losu. Życie w innym kraju poszerza horyzonty i daje wgląd w inne spojrzenie na świat, odkrywa również nowe perspektywy jak choćby praca na zagranicznej uczelni, o podróżach nie wspominając.
Na koniec aspekt finansowy. 😊 Nie chciałbym tu nikogo zniechęcić do pracy w Polsce, ponieważ wiem, że stawki wynagrodzeń wzrosły w porównaniu z tymi, jakie były kiedyś, ale oczywiście pieniądze wciąż są jednym z głównych motywów dla wielu osób wyjeżdżających do pracy w Wielkiej Brytanii, jeśli nie najważniejszym. Widełki zarobków zaczynające się od 42 tysięcy funtów brutto rocznie z dodatkowo opłaconymi przez pracodawcę kosztami relokacji i bonusami lojalnościowymi mogą na pewno przekonać wiele osób. Aby dowiedzieć się więcej, mogę dla zainteresowanych w tym miejscu odesłać na swoją stronę internetową: www.pharmrecruit.co.uk.
Jakie największe różnice zauważył Pan między ,,polską farmacją” a farmacją w Wielkiej Brytanii?
Główna różnica to sam proces dyspensowania leku. W Wielkiej Brytanii obowiązuje wymóg prawny, aby każde opakowanie leku było zaopatrzone w naklejkę z informacjami: dla kogo jest on przepisany (imię i nazwisko), nazwą leku, jego postacią, dawką i dawkowaniem. Dodatkowo na takiej naklejce znajdują się dwa pola przeznaczone na podpis dyspensera i farmaceuty.
Aby zacząć wydawać (dyspensować) lek, trzeba wprowadzić informacje z recepty do karty pacjenta (każda firma ma swój program komputerowy do wydawania leku, który przechowuje dane pacjenta w tzw. PMR – Patient Medical Record), następnie wydrukować wspomnianą naklejkę, którą na końcu dyspenser/ka przykleja na wcześniej przygotowane opakowanie leku, podpisuje i zostawia do sprawdzenia farmaceucie.
Jak można się domyślić, ten proces trwa dłużej (co najmniej 2-krotnie) niż wydanie leku w Polsce i wymaga obecności 2 osób (lub więcej) w jego trakcie. Ponadto w Wielkiej Brytanii dużo większa liczba pacjentów przypada na jedną aptekę. Pracowałem niejednokrotnie w aptekach obsługujących 10 tysięcy pacjentów miesięcznie, gdzie średnia ich liczba w Polsce to około 3 tysiące pacjentów na aptekę.
Praca w takich miejscach wymaga dużego doświadczenia, ale również odporności na stres. Na szczęście jest wiele aptek z mniejszym obłożeniem, do których firmy kierują początkujących farmaceutów, gdzie mogą się oni nauczyć fachu w spokojniejszych warunkach.
Inną ważną różnicą między polską a brytyjską apteką jest to, że magister farmacji pracuje najczęściej w pomieszczeniu zlokalizowanym na zapleczu apteki. Niekiedy jest to oddzielne pokój, a czasem pomieszczenie to stanowi przedłużenie części, w której obsługiwany jest pacjent. W związku z tym, że farmaceuta zajęty jest w głównej mierze sprawdzaniem leków i wykonywaniem usług, obowiązek obsługi pacjentów spoczywa na dyspenserach lub sprzedawcach (tzw. Counter Assistants). Są to osoby, które często nie mają wcześniejszego doświadczenia w pracy w aptece, ani nawet skończonej edukacji związanej z farmacją. Realizują oni kursy korespondencyjne w ramach kształcenia ciągłego i w ten sposób pną się w hierarchii aptecznej, na której szczycie jesteśmy my – magistrowie.
Oczywiście jeśli pacjent życzy sobie naszej porady, a to zdarza się często, mamy obowiązek wyjść i takiej porady udzielić, ale nie przyjmujemy recept od pacjentów i bezpośrednio ich nie obsługujemy (sporadycznie przy brakach personalnych farmaceuta może być poproszony do obsługi bezpośredniej, ale nie zdarza się to zbyt często).
Inną różnicą jest istnienie statusu farmaceuty zdefiniowanego jako Responsible Pharmacist. Responsible Pharmacist, czyli ,,Odpowiedzialny Farmaceuta” to osoba wyznaczana przez właściciela apteki lub sieci aptek jako odpowiedzialna za sprzedaż i dostawę wszystkich leków z zarejestrowanego lokalu. Odpowiada ona za bezpieczne i efektywne prowadzenie apteki, a taka placówka nie może zostać otwarta i działać bez niego. Każdego dnia w danej aptece musi być obecny farmaceuta, który przyjmuje funkcję Responsible Pharmacist i jest zobligowany przez prawo do wpisania się do odpowiedniego rejestru. Jeśli w danym dniu obecnych jest 2 lub 3 farmaceutów, tylko jeden z nich może przyjąć status Responsible Pharmacist.
W odpowiedzi na pytanie o różnice między aptekami nie może zabraknąć także pojęcia usług (po angielsku – services). W kontekście rozwoju opieki farmaceutycznej są to jej podstawowe elementy. W Wielkiej Brytanii wytyczne do dostarczanych pacjentom usług są opisane w specjalnych procedurach. Najczęściej oferowane usługi w Wielkiej Brytanii to:
- szczepionka na grypę,
- NMS – New Medicine Service – usługa sprawdzająca reakcję pacjenta na nowy lek,
- CPCS – Community Pharmacist Consultation Service – recepty i konsultacje – sytuacje awaryjne dla pacjentów, którzy nie mogą być przyjęci przez lekarza,
- Summary Care Records – dostęp do ogólnonarodowego rekordu pacjenta,
- Hypertension Case-Finding Service – usługa sprawdzenia ciśnienia i wywiad z pacjentem pod kątem chorób układu krążenia,
- Cholesterol Testing Service – sprawdzanie poziomu cholesterolu,
- Discharge Medicines Service (DMS) – weryfikacja leków po wypisaniu pacjenta ze szpitala,
- MUR – Medicine Use Review – przegląd lekowy (wycofany w Wielkiej Brytanii w 2022 roku),
- szczepionki na cholerę, żółtą febrę itd. w aptekach, które funkcjonują również jako kliniki dla podróżujących do krajów egzotycznych.
Widoczne na pewno są pewne podobieństwa do usług oferowanych w naszym kraju, bo w niektórych polskich aptekach również dostępne są takie usługi jak sprawdzenie poziomu cholesterolu, szczepionka na grypę i inne. Planowane jest wprowadzenie w Polsce przeglądów lekowych lub sprawdzenie reakcji na nowy lek. Widać więc, że polska apteka ewoluuje i według mnie jest to dobry kierunek.
Funkcjonują również w Wielkiej Brytanii tzw. Patient Group Directions (PGDs), czyli wytyczne, które umożliwiają w danym regionie kraju według lokalnych zaleceń wydawanie przez farmaceutę leków wcześniej przepisywanych wyłącznie na receptę, dzięki czemu w nieskomplikowanych przypadkach leki te pacjent może otrzymać w aptece. Oszczędza się tym samym czas pracy lekarza i samego pacjenta.
Przykłady dostarczanych leków w ramach opieki farmaceutycznej to:
- krem z kwasem fusydynowym 20mg/g – leczenie liszajca zakaźnego,
- flukloksacylina 250mg/5ml – zawiesina – zakażenie tkanki łącznej, infekcje po ugryzieniach owadów, zanokcica,
- lewonorgestrel 1500 mcg lub uliprystal 30mg – antykoncepcja ratunkowa,
- chloramfenikol 0,5% – krople do oczu – bakteryjne zapalenie spojówek,
- acyklowir 800mg – objawy półpaśca – wysypka,
- wareniklina 500mg lub 1000mg, plastry nikotynowe – 7mg, 14mg, 21mg – leki na odstawienie palenia papierosów,
- flukonazol – 150mg – kandydoza pochwy,
- nitrofurantoina 100mg (Anglia), trimetoprym 100mg lub 200mg (Szkocja) – leki na zakażenie układu moczowego.
Ostatnią różnicą, którą tu wymienię, porównując brytyjską i polską aptekę (rzecz jasna to nie koniec listy), jest dyspensowanie metadonu lub sporadycznie buprenorfiny osobom uzależnionym od opiatów, najczęściej heroiny. Metadon jest w Wielkiej Brytanii zaliczany do narkotyków drugiej kategorii (Schedule 2) w jednej grupie z morfiną, oksykodonem i heroiną (którą w Wielkiej Brytanii używa się w opiece paliatywnej) i dostępny najczęściej w formie zielonego płynu lub tabletek.
Wygląda to w ten sposób, że lekarz wypisuje specjalną receptę, która obejmuje wytyczony czasowo okres codziennej konsumpcji leku, najczęściej pod okiem farmaceuty w ramach tzw. supervised consumption (konsumpcji nadzorowanej). W różnych krajach Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej występują małe różnice w ramach tej usługi więc np. w Anglii i Walii zakres dat, w obrębie których można wydawać taką receptę to 14 dni, a już w Szkocji jest to 28 dni. Recepty różnią się też wyglądem.
Czasem metadon może być odbierany przez pacjenta 2-3 razy w tygodniu lub nawet raz na 7 dni, w zależności od tego jak bardzo stabilna emocjonalnie i wzbudzająca zaufanie jest dana osoba, którą nadzoruje wybrany do programu opiekun.
Najczęściej jednak taki pacjent przychodzi 6 razy w tygodniu do specjalnie wytyczonego miejsca w aptece (ang. hatch – okienko) i wypija przy nas płyn wcześniej przygotowany przez dyspensera.
Cały ten proces odbywa się w przestrzeni apteki otwartej, tzn., że usługa ta jest dużo bardziej dostępna dla osób uzależnionych niż w Polsce i mogą one korzystać z niej niedaleko miejsca zamieszkania w większości aptek.
Osoby uzależnione w większości przypadków dobrze współpracują i odsetek niepożądanych incydentów jest statystycznie mniejszy w porównaniu z tymi z udziałem pozostałej klienteli, a sytuacje problematyczne zdarzają się niezwykle rzadko.
Oczywiście różnic między polską a brytyjską apteką jest więcej, wybrałem kilka, które najbardziej rzucają się w oczy. Zainteresowanych tematem brytyjskiej apteki odsyłam do zakładki „Poradnik” na stronie: https://www.pharmrecruit.co.uk/blog/poradnik/.
Jaką największą radę dałby Pan studentowi, który planuje szukać pracy za granicą?
Najważniejszy jest plan. Nie zalecałbym nikomu pochopnie podejmować decyzji. Tak jak w przysłowiu, które mówi, że pośpiech jest złym doradcą, tak moim zdaniem popartym doświadczeniem lepiej jest wszystko dobrze rozplanować, potraktować przygotowanie do takiego wyjazdu jako proces.
Aby móc rozpocząć rejestrację w angielskiej izbie, wspomnianym General Pharmaceutical Council, trzeba najpierw zdać egzamin z języka angielskiego, a nie jest on prosty. W związku z tą trudnością (i w całym procesie rejestracji właściwie największą) sugerowałbym rozpoczęcie intensywnej nauki języka co najmniej 9-12 miesięcy przed podejściem do egzaminu (w Wielkiej Brytanii są to egzaminy IELTS lub OET), chyba że dana osoba biegle włada językiem lub zdała wcześniej ten egzamin.
Osobom bez takiego portfolio polecałbym wykorzystanie metody immersji językowej („zanurzenia się” w języku obcym), czyli otoczeniu się treściami (z książek, gazet, filmów, podcastów itp.) oraz prowadzeniu rozmów w tym języku, najlepiej od jednej do kilku godzin dziennie aktywnej nauki. Wiele osób zapisuje się do szkoły językowej, co jest wciąż modnym trendem i uważam to również za rozsądny ruch. Jednak taka szkoła powinna stanowić wyłącznie jeden z elementów nauki języka, ale zdecydowanie nie powinna być jej jedynym ogniwem.
Jeśli egzamin się powiedzie, a my podjęliśmy ostateczną decyzję o wyjeździe, trzeba wówczas znaleźć pracodawcę. Z moich obserwacji wynika, że od Brexitu ilość ogłoszeń o pracę w aptekach w Wielkiej Brytanii zamieszczonych w polskiej prasie specjalistycznej, a także w internecie drastycznie spadła pomimo faktu, że specyfika procesów rekrutacji i rejestracji praktycznie się nie zmieniła.
Niezależnie jednak od tego, w jaki sposób odbywa się rekrutacja, po pomyślnej rozmowie kwalifikacyjnej (najczęściej odbywającej się w budynkach należących do lotnisk) rozpoczyna się proces rejestracji, który obejmuje uwiarygodnienie dokumentów z Polski przez notariusza i przetłumaczeniu ich przez tłumacza przysięgłego. Kolejnym krokiem jest przedłożenie tych dokumentów we wspomnianej już GPhC, a następnie zarejestrowanie się w angielskim Home Office w celu nadania kandydatowi tzw. National Insurance Number, czyli specjalnego kodu, który pozwala na identyfikację podatkową i płacenie składek społecznych. Cały proces trwa od 6-8 tygodni. W międzyczasie firma pomaga w znalezieniu zakwaterowania często pokrywając koszty relokacji.
Pracę rozpoczyna się z pułapu tzw. dyspensera, czyli osoby, która dyspensuje leki (nie do końca jest to odpowiednik technika, ale na potrzeby chwili możemy przyjąć, że to ktoś taki), a jeśli nasz rozwój przebiega pomyślnie i szybko „łapiemy”, to po około trzech miesiącach stajemy się pełnoprawnymi brytyjskimi farmaceutami.
Przy okazji wspomnę o różnicach kulturowych. Nie każdy z nas był wcześniej za granicą i wie czego oczekiwać. Kraje zachodnie są bardziej zróżnicowane etnicznie niż Polska i czasem zderzenia kulturowe mogą wywoływać różne reakcje i emocje. Z mojego punktu widzenia (a nie miałem wielu tego typu doświadczeń przed wyjazdem do pracy w Wielkiej Brytanii) optymizm i tolerancyjne podejście do innych mogą pomóc w nawiązaniu ciekawych relacji, ale także otworzyć wiele drzwi na ścieżce rozwoju kariery, tak jak stało się to w moim przypadku.
Pierwszą część wywiadu przeczytacie tutaj.
Przygotowały: Julianna Pijaj i Olga Rybak