Miareczkowanie, destylowanie, synteza chemiczna, zgłębianie tajników farmakoterapii i rozciąganie doby do granic możliwości. Tym studenci farmacji zajmują się na codzień. Dzisiaj jednak chcemy opowiedzieć Wam o tym, czym zajmujemy się w czasie wolnym — jak już go znajdziemy 😉 Pasja to nie tylko zajęcie po godzinach, to odskocznia, strefa w której – nawet gdy na co dzień coś nie wychodzi – Ty odnajdujesz się świetnie i zapominasz zupełnie o tym że istnieje coś takiego jak czas. Naszą serię wpisów zaczynamy od Mariusza – farmaceuty i naszego alumna. Zapraszamy do śledzenia kolejnych wpisów z serii #mojapasja na blogu PTSF!
Nazywam się Mariusz Gochna, należę do grona alumnów warszawskiego oddziału Młodej Farmacji. Kierowany zazdrością o artykuły, jakie publikowali do tej pory koledzy farmaceuci i farmaceutki, ale przede wszystkim porywem serca i troską o przyszłość pszczelarstwa, pragnę podzielić się z innymi członkami PTSF czym dla mnie jest ta wspaniała dziedzina.
Przede wszystkim skąd u mnie takie, jakże nietypowe, zainteresowanie? Otóż zawsze w dużym większym stopniu ciągnęła mnie natura niż wysoko przetworzone produkty. Uwielbiam wieś, rolnictwo, ziemię, zwierzęta, pracę fizyczną, zajęcie się pszczołami jest tego prostą konsekwencją. Pierwszy ul ofiarował mi wujek Marek, zawodowo stolarz, a pszczelarz od czterech pokoleń. W ubiegłym roku udało mi się kupić pierwsze roje i zaczęło się. W dziedzinę wprowadza mnie właśnie wujek Marek, jemu zawdzięczam nabytą do tej pory wiedzę i umiejętności. Nie szczędzi on dla mnie swojego czasu, a także, gdy trzeba – pszczelarskiej rzeczowej krytyki. Wiem, że pszczelarstwo kompletnie nie licuje z branżą farmaceutyczną, gdzie mamy do czynienia z produktami i usługami w najwyższym stopniu przetworzonymi, ale czy chociażby Sherlock Holmes nie zajmował się w chwilach wolnych od śledztw kryminalnych brzdąkaniem na skrzypcach i zgłębianiem dzieł malarstwa? Każdy powinien mieć jakieś takie swoje zajęcie, które pozwala popracować więcej jednym obszarom mózgu, a jego innym obszarom – odpocząć.
Czy pszczelarstwo jest hobby jak każde inne? Zdecydowanie nie! Wędkarz, gdy nie ma czasu bądź chęci na wyjazd na ryby zamyka wędkę w garażu i nic złego jej się z tego powodu nie stanie. Natomiast pszczoły to nie są jakieś maszynki do robienia miodu, z którymi można się pobawić jak akurat ma się czas, ale przede wszystkim żywe stworzenia. Wymagają miłości, troski i fachowej ręki, a poważne zaniedbanie może pociągnąć za sobą poważne konsekwencje, ze śmiercią rodziny pszczelej łącznie. W mojej pasieczce nie mam może dużo pracy objętościowo, ale są pewne punkty czasowe, w których pewne zabiegi muszą być dokonane. I w takim punkcie czasowym przy pszczołach trzeba być, bez względu na chęci.
Oprócz tego pszczelarstwo to, przynajmniej do pewnego stopnia, hobby samofinansujące się. Oczywiście ponosi się koszty, i to spore, ule, miodarka, sprzęt drobny, cukier do jesiennego podkarmiania, ale pozyskany miód często wyrównuje te koszty, a przynajmniej łagodzi je, a poza tym uwierzcie mi – nic tak nie smakuje jak świeża bułka obficie oblana miodem z własnej pasieki… Jednak nikt nie zostaje pszczelarzem kierując się pobudkami tak niskimi jak chęć dodatkowego zarobku! Największą nagrodą dla prawdziwego pszczelarza jest dobrze rozwinięta i silna rodzina pszczela, a nie te parę groszy za sprzedany miód.
Poruszmy temat przyszłości pszczelarstwa, który zapowiedziałem na początku tekstu. Stwierdzenie, że populacja pszczół na świecie spada nie należy już do odkrywczych. Dużą winę za to ponosi chemizacja w rolnictwie, do niedawna było tak też w Polsce. Na szczęście ostatnio świadomość rolników znacznie wzrosła i w zasadzie nie spotyka się przypadku opryskiwania pól lub sadów w środku dnia, w godzinach lotu pszczół. O wiele większym problemem jest kurczący się obszar dobrych pastwisk pszczelich, czyli miejsc, gdzie pszczoły mogą zbierać nektar i pyłek. Odeszły w przeszłość pola żyta przerośnięte obficie chabrem, pszenicy – kąkolem, małe pola gęsto poprzecinane miedzami z kwitnącymi na nich chwastami. Trudno spotkać przydomowy ogród, gdzie w oparciu o polską tradycję rosłaby porządna lipa, pełno kwiatów, krzewów i drzewek owocowych, albo wiejską drogę obsadzoną gęsto klonami, akacjami, przyjemnymi dla oka i nosa gdy tylko zakwitły. Jeszcze pięćdziesiąt lat temu pszczoły miały na takich terenach nawet nie dostatek, ale znaczny nadmiar pożytków. Dziś w rolnictwie dominuje monokultura, jadąc przez Polskę straszą nas kikuty oberżniętych drzew, bo motocyklista rozbił się nie dlatego, że jechał 300 km/h, tylko dlatego, że nagle na środku drogi wyrosła stuletnia lipa. I dlatego kilkukilometrowy szpaler drzew trzeba wyciąć. A „najlepszy” ogród to taki, gdzie jest tylko sztucznie równy i gładki trawnik, gdzie nie ma szans zakwitnąć nawet jeden mniszek, i oprócz tego może jeszcze iglaki, bezużyteczne z pszczelarskiego punktu widzenia. Bo ludzie często bywają wygodni, nie chcą już sadzić, pielić i grabić opadłych liści, a pszczoły niech głodują. Być może demonizuję i można się oczywiście ze mną nie zgadzać, ale przynajmniej ja obserwuję takie trendy. Ludzkość mogłaby obejść się bez samochodów, telefonów komórkowych, a nawet Internetu, ale bez pszczół zginie. I w myśl zasady „myśl globalnie działaj lokalnie” każdy może mieć pewien wpływ na zachowanie w dobrej formie populacji pszczół w swoim regionie. Jeśli ma możliwość, a w okolicy nie ma pasieki, może sam zostać pszczelarzem. Jeśli nie, zachęcam do zakładania prawdziwych ogródków z roślinami pożytkowymi, chętnie pomogę w doborze gatunków, a nawet podzielę się w miarę możliwości nasionami. Taki ogród nie musi być pracochłonny, a zaręczam, że kiście pszczół zwisające z kwiatów i bzyczenie słyszalne na kilkanaście metrów robi wrażenie. Jeśli nie macie miejsca na ogród, zachęcam do nabywania miodu od lokalnych pszczelarzy. Kupując lokalny miód wspierasz lokalnych pszczelarzy, lokalne pszczelarstwo i lokalną populację pszczół, z której pożytek, jeśli myślimy nawet tylko kategoriami ekonomicznymi, to także wkład w dobrą kondycję lokalnej produkcji rolnej w postaci zapylanych roślin, wielokrotnie przerastający dochód z produkcji miodu i wosku.
Dziękuję jeśli przeczytaliście mój artykuł do końca, trochę się rozpisałem, pszczelarstwo to dla mnie temat rzeka. Mam szczerą nadzieję, że moje rady weźmiecie sobie do serca, a hodowla pszczół, jak przed wiekami, będzie chlubą polskiej gospodarki.
Opracowanie: Paulina Kruk